W kolejce do lekarza dowiesz się, gdzie mieszkam
W kolejce do lekarza dowiesz się, gdzie mieszkam
– Żona zapisywała się na oddział. Stojąc w kolejce nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę. Panie w rejestracji na głos dyktowały sobie dane osobowe pacjentów. Słyszały je dziesiątki osób – zaalarmował nas czytelnik (Nowiny24.pl – przyp. red.).
O tym, że w Szpitalu Miejskim w Rzeszowie nie chroni się poufnych informacji dotyczących pacjentów powiadomił nas pan Mateusz, mieszkaniec Rzeszowa. Jak relacjonuje, mimo że wszystkie dane potrzebne do przyjęcia na oddział rejestratorki dostały na kartce, zaczęły je sobie głośno dyktować. Słyszały je inne osoby stojące w kolejce.
– Gdybym wyjął notes po kwadransie znałbym nazwiska, adresy i numery PESEL kilkunastu osób. A teraz wyobraźmy sobie, że w tej kolejce stanie jakiś złodziej. Mając mój adres i wiedząc, że przez najbliższe dni będę przy żonie w szpitalu, bez trudu może zaplanować sobie skok – mówi 30-latek. – Ze względów zawodowych nie wszyscy życzą sobie, żeby ich nazwiska i adres były podawane do publicznej wiadomości – oburza się.
Notoryczne łamanie prawa
Dyrektor szpitala miejskiego przyznaje, że podczas zapisów dane pacjenta nie są chronione we właściwy sposób. Dlaczego? Każda z rejestratorek ma inne zadanie. Jedna wpisuje dane pacjenta do książki zapisów, druga do historii choroby. Rejestratorka wprowadzając je, czyta na głos, po to, by w tym samym czasie zrobiła to też koleżanka. Dzięki temu sprawniej idzie obsługa pacjentów.
– Problem rozwiąże dopiero informatyzacja. Gdy będziemy mieli program komputerowy, dane będą wprowadzane w milczeniu – wyjaśnia Leszek Czerwiński, dyrektor szpitala.
Świadomości, że imię i nazwisko pacjenta to informacje poufne nie mają również pracownicy przychodni. Pani Ania z Rzeszowa rejestrowała się w przychodni przy ulicy Siemiradzkiego. Panie z rejestracji, wypisując na polecenie lekarza zwolnienie z pracy proszą pacjenta, żeby swoje dane podawał im na głos.
– Wiele razy zdarzało się, że miałam wysoką gorączkę, ledwo widziałam na oczy, a panie zamiast odczytać dane z mojej karty, niezbyt grzecznie kazały mi je dyktować. W dodatku musiałam je powtarzać kilka razy, bo byłam tak słaba, że mówiłam bardzo cicho – dodaje mieszkanka Rzeszowa.
Wszyscy wiedzą, na co chorujesz
Kolejny problem, który pojawia się w niektórych rzeszowskich przychodniach, to wypisywanie imion i nazwisk pacjentów na drzwiach gabinetu do lekarza po to, żeby było wiadomo kto, po kim wchodzi. Nie każdy chce ujawniać, że leczy się u kardiologa lub laryngologa.
– Wszystkie te sytuacje to przykłady naruszenia ustawy o ochronie danych osobowych, bo do poufnych informacji na nasz temat mają dostęp osoby trzecie. Problem można zgłosić do Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych. Drugie wyjście to wniesienie sprawy o naruszenie dóbr osobistych z powództwa cywilnego – tłumaczy Radomir Stasicki, dyrektor Biura Ochrony Konsumentów UM Rzeszowa.
Źródło: Nowiny24.pl